Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/15

Ta strona została przepisana.

sionémi w górę rękami; stojący na straży machinalnie zwrócili się wlepiając wzrok jeden na drugiego; kobiéta zadrżała; dziécię rozpłakało się.
Żakomo uderzył nogą o ziemię.
— Marjo! utul swe dziécię.
Marja otworzyła z pospiechem szkarłatny, złotem haftowany gorsecik, i zbliżając do ust swojego syna krąglutkie, właściwe pięknościom Rzymianek łono, utuliła go w swoje ramiona, jak gdyby chciała uchronić od grożącego mu jakiego niebezpieczeństwa. Dziécię zamilkło.
Żakomo zdawał się być zadowolnionym tym dowodem posłuszeństwa, czoło jego zachmurzone na chwilę rozpogodziło się i znowu przybrało wyraz głębokiego smutku — spojrzał na otaczających i dał znak ręką, ażeby każdy wrócił do swojéj czynności.
— Jużeśmy się nagrali — rzekli jedni.
— Baran już upieczony — rzekli drudzy.