Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/160

Ta strona została przepisana.

scy trzej, pewnobyśmy zajechali aż do la Morgue.
— Do la Morgue! rzekł stary drżąc cały, do la Morgue! — Kiedy przypomnę, że nie miałem już nadziei z nią się zobaczyć, że chyba ujrzę moję biédną Marją, dziecko mojego serca, rozciągniętą na czarnym woniejącym marmurze! — Oh! powiedz mi przynajmniéj, powiedz jak się nazywa twój dobry pan; niech go błogosławię, niech go zamieszczę w mojém sercu obok imienia drugiego.
— »Zapewne to drugie imię jest tego, którego masz biust u siebie?
— »O Marjo! tyś już bezpięczna, nieprawdaż? wszak doktor ręczył za to?
— «Nie mów mi pan o tym doktorze, to prawdziwie wydęty dzbanuszek.
— »Jakto? więc się trzeba jeszcze o nię lękać?
— »Nie, odpowiedziałem, nie, to się odnosi do mojego nosa.