Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/161

Ta strona została przepisana.

— »Tymczasem nie postrzegliśmy się jak przybyliśmy: w tejże prawie chwili woźnica rzekł: jużeśmy na miejscu.
— »Pomóż mi wysiąść mój przyjacielu, rzekł kapitan, nie mogę ustać na nogach. Gdzież ona?
— »Tam, na drugiem piętrze, gdzie widać światło i cień pod zasłoną.
— »Oh! chodź ze mną.
«Biédny starzec! jak płótno był blady. Wziąłem go pod rękę, czułem jak mocno jego serce biło. Może ją znajdę umarłą, rzekł patrząc na mnie wzrokiem obłąkanym.
»W tejże chwili drzwi apartamentu P. Eugieniusza otworzyły się, posłyszeliśmy głos kobiécy, wyłający: Mój ojciec! mój ojciec!
— »To ona, to jéj głos! zawołał kapitan; i drżący starzec, który przed chwilą zaledwo mógł ustać na nogach, pomknął się jak rzezki młodzieniec, wszedł do komna-