— »Mój pan chce z panem pomówić.
— »Alboż twój pan nie może zaczekać do jutra? odpowiedział ironicznie.
— »Widno że nie, kiedy prosił pana natychmiast.
— »To dobrze, gdzież on? Oto jestem, rzeki P. Eugieniusz, który mię posłyszał. Może wstąpisz do téj komnaty? wskazując gdzie była panna Marja. Ja nic nie rozumiałem jeszcze.
»Odmykam drzwi. Kapitan wchodzi do przyległego pokoju dając mi znak, ażebym zaczekał, nim się on schowa. Gdy to zrobił, powiedziałem: niech pan wchodzi. Mój pan popchnął Alfreda do komnaty, wyciągnął mnie ztamtąd i drzwi zamknął. Wtém słyszę głos drżący: — Alfred! później inny głos, w którym się malowało zdumienie: — Marja, Marja? ty tutaj? Pan Alfred jest ojcem jej dziecięcia? rzekłem do mojego pana.
— »Tak, czekajmy co dalej będzie.
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/163
Ta strona została przepisana.