chając mię na bok. Odskoczyłem trochę. Tylko co nie wlazłem był na kapitana.
»P. Eugieniusz spojrzał przechodząc na zwłoki jego, i zbliżywszy się do oczekujących, rzucił na ziemię szpady mówiąc: — Panowie, zobaczcie czy jednostajnéj są długości.
— »Więc pan nie chcesz odłożyć na jutro? rzekł jeden z sekundantów.
— »Niepodobna!
— »Eh! moi przyjaciele, bądźcie spokojni; piérwsza utarczka bynajmniéj mię nie sfatygowała, chciałbym tylko wypić szklankę wody.
— »Kantillonie, przynieś szklankę wody dla P. Alfreda, rzekł mój pan.....
»Wolałbym być powieszonym, aniżel usłuchać tego rozkazu. Lecz P. Eugieniusz raz drugi dał znak skinieniem ręki, poszedłem więc drogą do niedalekiego domku pod laskiem o sto kroków tylko odległego. W momencie powróciłem, poda-
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/170
Ta strona została przepisana.