Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/174

Ta strona została przepisana.

»Jednak P. Eugieniusz znosił to z najzimniejszą krwią i spokojnością; tylko z pod jego ust otwartych, widzieć można było jak ścięte miał zęby. Woda lała się z czoła jego przeciwnika. Zaczynał słabieć.
»Mój pan natarł krok naprzód; P. Alfred odstąpił.
»Ja rozumiałem że nie ustępujesz nigdy, rzekł.
»P. Alfred zrobił lisa; a P. Eugieniusz tak silnie odbił, iż szpada jego przeciwnika zatrzymała się w takiéj pozycyi jak gdyby salutował. Przez chwilę pierś jego nie była zakrytą, i mój pan zanurzył swą szpadę aż po rękojeść.
»P. Alfred wyprężył ramiona, upuścił żelazo, stał jeszcze póki szpada była w jego piersiach.
»P. Eugieniusz wyciągnął szpadę, on upadł.
— »Czy honorowie postępowałem? rzekł