Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/189

Ta strona została przepisana.

wioski, ujrzałby trzy albo cztéry kolumny dymuu wylatującego w powietrze, wznoszącego się i opadającego z powiewem zachodniego wilgotnego wiatru, i ginącego wśród obłoków zachmurzonego nieba; ujrzałby czerwoną na chmurach łunę, poczém gdy dym zniknął, postrzegłby dachy niektórych domów, głuchy i przytłumiony szmer różnych głosów wśród zgiełku, błądzący w przestworzu, jak maszt okrętu na głębiach morza. Sądziłby, że wszystkie okna wnet się roztworzą i buchną płomieniem; posłyszałby z jakim szelestem jeden po drugim dach runie; zobaczyłby płomienie, wylatujące iskry; i przy zakrwawionym blasku co raz wzrastającego pożaru, połyskującą się broń i długi szereg żołnierzy. A słysząc ich krzyki i, ich śmiechy, przejęty zgrozą, rzekłby z westchnieniem: — Zniszczeniem biédnych wieśniaków, pożarem wioski to żołdactwo się ogrzewa.