błękitnego płaszcza, który go osłaniał, widne były znaki jego stopnia, — dwa epolety generalskie; tylko, że te epolety były wełniane, oficerowie republikańscy, na sejmie, powodowani patryotyzmem, zrobili ofiarę ze wszystkiego złota swojéj odzieży. Nachylony nad stolikiem, mając przed sobą kartę geograficzną, znaczył ołówkiem, przy blasku lampy niknącym przed płomieniami pożaru, drogę jaką się wojska jego miały udać. Był to generał Marso, który trzy lata pożniéj zabitym został w Altenkirchem.
— Alcxandrze! rzekł on nawpół się podnosząc... Alesandrze! przeklęty śpiochu, czy nie marzysz o Sandomingo? tylko śpisz a śpisz.
— Cóż tam? rzekł wstając spiesznie mężczyzna, który głową sięgał prawie sklepienia chatki, co? nieprzyjaciel napadł?
— Nie, odpowiedział Marso, rozkaz
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/191
Ta strona została przepisana.