dnika, z twarzą głupowatą, w wielkim kapeluszu, z długiemi włosami, w szaréj katance, stworzonego wprawdzie na obraz i podobieństwo człowieka, mało co jednak różniącego się od zwierzęcia; gdyż widocznie instynktu mu nawet brakowało. Marso chciał z nim rozmawiać, chciał się u niego rozpytać, lecz że odpowiadał po chłopsku, a do tego tak był pijany, — trudno więc było zrozumieć go. Już miał zostawić na wolą żołnierzy, gdy generał Dumas nagle rozkazał wypróżnić chatkę i zamknąć w niéj więźnia. Wieśniak się opierał przy drzwiach, żołnierz go popchnął do środka, — poszedł słaniając się, wsparł się o mur, i zaledwo utrzymując się na nogach wahał się przez chwilę, nareszcie padł jak długi nieruchomie. Jeden tylko żołnierz został przy drzwiach na straży, nie miano nawet ostrożności ażeby okno zamknąć.
— Za godzinę możemy wyruszyć, rzekł
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/194
Ta strona została przepisana.