rzekł śmiejąc się do swojego kamrata: — »Nasz więzień coś marzy we śnie.»
Wieśniak słyszał te słowa, otworzył oczy, spojrzał groźnie za żołnierzem; poczém raptownie chwycił papier na którym był napisany rozkaz, i schował za nadrę.
Marso przytłumiał w sobie oddech, jego prawa ręka jak przykuta spoczęła na mieczu, na lewéj zaś mając wsparte czoło, z trudnością utrzymywał swój korpus zawieszony nad przegrodą.
Przedmiot jego uwagi leżał znów spokojnie; wkrótce jednak cichutko podpełzł ku drzwiom, spojrzał przez szparę między progiem a drzwiami, i zobaczywszy nogi wielu żołnierzy, zaczął powoli i ostrożnie wracać do okna nawpół otwartego; gdy się zbliżył o trzy tylko stopy, wydobył z zanadry broń, naprężył się i jednym skokiem, susem tygrysa, wyskoczył z chatki. Marso krzyknął zdumiony, nie mógł się spodziewać, ani przeszkodzić
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/197
Ta strona została przepisana.