Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/204

Ta strona została przepisana.

szmer ich kroków coraz się przytłumiający, a gdy ten zupełnie ustał, największa cichość w koło panowała. — Pół godziny przed potyczką prędko przemija: zaledwo żołnierz ma czas opatrzyć, czy dobrze jego strzelba nabita i powiedzieć swojemu kamratowi, mam dwadzieścia czy trzydzieści franków w swej kabzie, jeżeli zginę w potyczce, prześlij je matce mojéj.
Słowo: naprzód! rozległo się, i każdy zadrżał jak gdyby tego nigdy się niespodziewał.
W miarę jak postępowali, zdawało się że widzą wśród lasu jakieś światło; wkrótce postrzegli gorejące pochodnie; przedmioty stawały się coraz wyraźniejszemi, nareszcie widok o jakim żaden z nich nie miał wyobrażenia, przedstawił się przed ich oczami.
Przed ołtarzem wzniesionym na kilku kamieniach, pleban de Sainte-Marie-de-Rhé odprawiał mszą, starce z pochodniami