Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/209

Ta strona została przepisana.

byłam z nim razem, opuściłam go! mój ojciec, mój ojciec!
— Moja pani, panno Blanko, rzekł któś wysuwając głowę z pomiędzy drzew, Markiz de Beaulieu zdrów, jest ocalony. Niech żyje król i jego poddani!
Rzekł, — i zniknął jak widmo pomiędzy drzewami; Marso jednak poznał w nim chłopa z wioski Saint-Crépin.
— Tinguy, Tinguy! zawoła dziewica wyciągając swe ramiona ku niemu.
— Milczenie! jedno słowo może cię wydać! Trudno jest obronić, lecz chcę cię obronić. Wkładaj tę odzież, tę czapkę i czekaj tu.
Znowu pospieszył na pole walki, dał rozkaz żołnierzom, ażeby się zwrócili ku Chollet, poruczył dowodztwo swojego oddziału koledze, a sam powrócił do młodéj oczekującej na niego Wandejki.
Znalazł już ją przygotowaną. Oboje udali się ku wielkiéj drodze przerzynającéj