Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/21

Ta strona została przepisana.

oprócz wzajemnéj przyjaźni, bardziéj jeszcze umocniła te szlachetne uczucia.
Czas więc im schodził, jakem dopiéro opisał, na strzeżeniu trzody na górach i pastérskiéj zabawie, dzielili się jednym kawałkiem chleba, z jednego pili naczynia, i liczyli sobie gwiazdy na niebie, jak gdyby ich nic nie obchodziło, — słowem, żyli szczęśliwi i obojętni na wszystko, szczęśliwsi może, niżeli piérwsi bogacze ziemi.
Wtém dał się słyszeć szelest za nimi: obrócili się i postrzegli człowieka wspartego na karabinie, który przyglądał się im pilnie, gdy jedli.
Z ubioru i postaci nieznajomego, łatwo można się było domyślić kim był. Miał na sobie wysoki Kalabryjski kapelusz, dokoła upstrzony białémi i czerwonémi wstążkami z obwódką czarnego axamitu na złotéj wprzążce, z pod którego wiły się sploty czarnych jego włosów; ogro-