Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/213

Ta strona została przepisana.

nawet do głowy; brzmiały jéj bowiem jeszcze przyjemne słowa Marso: «Ja cię obronię.»
Zresztą, za cóżby ona, która zaledwo błysnęła na świecie, miała zginąć? Nie chciała przypuszczać sobie nawet, że jest w niebezpieczeństwie. Jej ojciec, przeciwnie, dowodzca Wandejczyków, zabijał saim i mógł być zabitym; lecz ona, ona, biédna dziewica, dziécko jeszcze!.... Oh! z trudnością dajemy wiarę smutnym przeczuciom. Pędzimy chwile przyjemnie, wesoło, wspominamy przeszłość mile, przyszłość zaś zakryta przed nami. Wojna się skończy, opustoszały zamek obaczy znowu dawnych swych mieszkańców; może kiedy młody, znużony wędrownik, lat dwadzieścia cztéry, albo dwadzieścia pięć mający, głos czuły, włosy blond, odzież generalska, będzie szukał gościnności, zostanie w nim przez czas długi; — marz sobie, marz biedna Blanko!