Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/24

Ta strona została przepisana.

— Czy poznałeś go? rzekł cichym głosem.
— Poznałem.
— Lękał się, żebyśmy go nie zdradzili.
— Oddalił się nie powiedziawszy nawet jednego słowa.
— On być musi tu niedaleko.
— Zapewne — niezmiernie był sfatygowany.
— Mimo jego przezornéj ostrożności, odkryję, jeżeli tylko zechcę, jego schronienie.
— I ja także.
Czas niejaki panowało milczenie — namyślali się. Wtém obaj, jak dwa rącze charty, pobiegli szybko każdy winną stronę po za górą.
Nie upłynęło kwadransa — Cherubino już był na powrót przy ognisku; pięć minut późniéj Celestyni już obok niego.
— No i cóż?...
— No i cóż?...
— Widziałem go.