Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/243

Ta strona została przepisana.

wnie aniżeli mężczyzni posiadają w tym przedmiocie męztwa — bo więcéj też mają i przenikliwości. Marso spojrzał na nię smutnie: — I ty także Blanko, rzekł on, i ty także żądasz ażebym się oddalił? Dobrze więc! dodał podnosząc się i jak gdyby chciał powiedzieć: — mogłemże czego innego spodziewać się? Szalony! kiedym myślał o tym odjezdzie, zdawało mi się że to będzie kosztować jéj żalu, jéj łez. Zaczął się przechadzać sporym krokiem — Szalony! żale, łzy! Jak gdyby ona nie była mi obojętną! obrócił się — Blanku przed nim stała; dwie łezki płynęły po jagodach milczącej dziewicy, pierś jéj wzruszona westchnieniami jak fala się wznosiła. Łzy także stanęły w oczach Marso.. — Oh! przebacz mi rzekł on, przebacz mi Blanko; lecz ja nieszczęśliwy, a cóż bardziej nad nieszczęście zradza podejrzenie. Obok ciebie zdawało się życie moje być nierozdzielném twojego, dziś,