Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/247

Ta strona została przepisana.

tu, chciał raz jeszcze zobaczyć się z Blanką.
Marso pogrążony w smutnych marzeniach, nie postrzegł w dali jezdca zbliżającego się ku niemu, który po chwili wpatrywania się mu z pilnością, nagle spiął konia w galop: wkrótce Marso poznał w nim Dumasa. Obaj przyjaciele skoczyli z siodeł, rzucili się w objęcia jeden drugiemu.
W tejże chwili jakiś człowiek, z rozczochranémi włosami, spotniały, zbroczony krwią, w poszarpanéj odzieży, przeskoczył przez wał, potoczył się i padł prawie bez sił u stóp dwóch generałów, wołając głosem przytłumionym: — Pojmana, zatrzymana!... — Był to Tinguy.
— Zatrzymana! kto? Blanka! zawołał Marso.
Tinguy skinieniem głowy dał znak twierdzenia; nieszczęśliwy nie mógł wymówić słowa. Biegł ciągle ile mu sił stawało pięć mil przez pola, bagna, wały i zarośle,