Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/251

Ta strona została przepisana.

towany Góralów był zanadto przewidujący, ażeby się dał oszukać: ani prośby ani groźby nie mogły wyjednać pozwolenia zobaczenia się z nim.
Marso zmuszonym był wrócić, spokojniejszy jednak aniżeli jego przyjaciel mógł się spodziewać. Od chwili zdawał się knować jakieś nowe projekta; po czém obrócił się do Dumasa i prosił go, ażeby pospieszył na pocztę, i oczekiwał z końmi i pojazdem przy bramie Bouffays.
Jego stopień i nazwisko bez przeszkody dozwoliły wejść do więzienia; przybywszy tam, rozkazał strażnikowi prowadzić siebie gdzie zostawała — przedmiot jego uczuć, świat cały — Blanka. Strażnik z początku nie chciał go usłuchać, Marso powtórzył grzmiącym głosem rozkaz — nie podobno się opierać, dał znak, ażeby szedł za nim.
Ona tu niejedna, rzekł przewodnik otwierając małe drzwiczki więzienia, któ-