Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/253

Ta strona została przepisana.

— Ach! ach! tyś mię nie zapomniał Marso ! przemówiła nareszcie. Porwali mię, wlekli tu; w tłumie idącym za mną, postrzegłam Tinguya; zaczęłam wołać: Marso , Marso! wnet on zginął. Oh! niespodziewałam się już ciebie zobaczyć.... Nawet tu... oglądam cię... widzę cię... Ty mię już nie opuścisz... ty weźmiesz mię z sobą? nie prawdaż ?... Ty mię nie zostawisz samą jedną?
— Z rozlewem krwi mojéj chętnie chciałbym cię wyrwać ztąd natychmiast; lecz...
— Ah! spojrzyj, dotknij się tych murów wilgotnych, téj słomy przegniłéj; ty który jesteś generałem, czyliżbyś nie mógł?...
— Tak, Blanko, mogę, mogę tylko zapukać do tych drzwi, palnąć w łeb dozorcy który je otworzy; wynieść cię na dziedziniec ażebyś odetchnęła wolném powietrzem, zobaczyła dniowe światło, umrzeć w obronie twojéj; lecz gdy ja zginę, Blanko, wtrącą cię znowu do więzienia, i już