Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/259

Ta strona została przepisana.

w téj chwili, zaklinam cię przystań na żądane tego młodzieńca, gdyby twój ojciec był dopiero tutaj, pewnoby tak samo jak i ja o to się domagał.
Blanka zdawała się być miotaną tysiącem uczuć przeciwnych; w końcu rzuciła się w ramiona Marso;
— Luby przyjacielu rzekła, niemogę tobie dłużéj się opierać. Marso, kocham cię! kocham, jestem twoją żoną!
Ich usta złączyły się ognistym całusem; Marso nie posiadał się z radości, był prawie bez pamięci. Głos kapłana wyrwał ich z tego przyjemnego uniesienia.
— Spieszcie się dziatki, rzekł, moje chwile na tym padole są policzone; jeżeli jeszcze zechcecie opaźniać się, to chyba tam, wskazując ręką w górę, tam was pobłogosławię. Oboje kochankowie zadrżeli: ten głos przebudził ich.
Blanka z przestrachem spojrzała wkoło siebie.