Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/275

Ta strona została przepisana.

leży ich karcić, ale nie wypada winnych mieszać z niewinnymi, ich gubić. Elh! i któż ci to mówił, rzekł Robespier z goryczą, że niewinni giną? — Więc żaden niewinny nie zginął? zawołałem obracając się do Heraulta dę Sechelles który był zemną, — i wyszedłem.
— A Saint-Just czy był tam?
— Był. — Cóż on?
— Bawił się z puklami swoich włosów, i kiedy niekiedy poprawiał swój alsztuch na wzór Robespiera.
Sąsiad Marso, który dotąd wsparłszy swe czoło na obie dłonię siedział w milczeniu — wzdrygnął się; i zdawało się ze chciał wygwizdać; Marso mało na to zważał, wzrok jego był zwrócony na Dantona i jego przyjaciół.
— Wietrznik, rzekł Desmoulins, niezmiernie wiele ma miłości własnej, tak się