Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/283

Ta strona została przepisana.

— Okropności. Tu Marso przedstawił mu wszystko, cośmy już widzieli. Robespier czasu jego opowiadania zżymał się na swojém krześle nie przerywając mu; nareszcie Marso zamilkł.
— Tak to zawsze, rzekł on głosom chrapowatym, zbyteczne wzruszenie zmieniło głos jego, tak to zawsze się dzieje, gdzie wlasnémi oczami nie dojrzę, gdzie własną ręką nie wstrzymam niepotrzebnego rozlewu!.... Rozlew krwi wprawdzie potrzebnym jest, ale to wówczas gdy tego konieczność wymaga.
— I cóż? Robespierze, przebaczenia dla mojej żony!
Robespier wziął arkusz papieru:
— Jak ona z domu?
— Dla czego?
— Dla zachowania formalności.
— Blanka de Beaulieu.
Robespier upuścił pióro które trzymał w ręku.