— Zrobisz więc największą w świecie łaskę, jeżeli mi dasz sześć franków za ten pierścionek.
Włożyłem jéj obrączkę na palec, poszedłem do bióra; wziąłem dwa bilety — i weszliśmy razem.
Na korytarzu czułem że się posłoniła, i ze drżeniem drugą swą ręką jak pierścieniem ujęła się mojego ramienia.
— Czy nie cierpi pani? zapytałem.
— Nie, nie, odpowiedziała; jakieś zaćmienie i nic więcéj...
Weszliśmy wśród tego wesołego charentonu.
Trzy razy okrążyliśmy salę, przerzynając się z trudnością przez tłum masek cisnących się jedna za drugą; ona drżąc za każdém nieprzystojném dochodząém do jéj uszu słowem; ja zaś rumieniąc się, żem chodził z damą, która się ośmieliła słuchać podobnych wyrazów; nareszcie wróciliśmy na koniec sali; moja nieznajoma
Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/302
Ta strona została przepisana.