Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/79

Ta strona została przepisana.

dach, jeszcze się nie dowiedział jakim sposobem zaopatruje się ich spiżarnia.
Siódmego dnia z rana, Antonio przechadzał się zamyślony po skale nad brzegiem morza; zamyślony, bo też miał o czém myśleć, zostawało mu tylko dwadzieścia cztéry godziny do odkrycia sekretu którego napróżno od siedmiu dni starał się dowiedzieć. Smutny, spojrzał na dolinę, na któréj biwakowali Francuzi: półkownik stał z lunetą w ręku, a obok niego tłusty doktor. Z ruchu półkownika Antonio się domyślił że go poznał, gdyż po chwili przypatrywania się, zbliżył swą długą lunetę do oka doktora, ten popatrzawszy trochę, kiwnął głową, jak gdyby chciał powiedzieć: — Tak, to on.
— Tak, tak, prawda, mówił do siebie Antonio, zgadliście, to on, ten gapimucha, ten głupiec Antonio. Po czém zaczął się przyglądać ze szczególną uwagą pięknym drzewom wznoszącym się koło obozu