Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/89

Ta strona została przepisana.

kładąc zapłacone mu teraz dziesięć luidorów do kamizelki. Rozumiem. Niech pan będzie spokojnym; nic wrócę z próżnemi rękami.
Po czem oddalił się gwiżdżąc swoję ulubioną zwrotkę.
Tą razą wrócił ledwo aż nazajutrz rano; ale jak wczora dotrzymał danego słowa.
— Ah! zawołał półkownik nie posiadając ssę z radości.
— Będzie tu jak i za trzeciego kapucyna, rzekł Andre brząkając po kieszeni.
Półkownik spojrzawszy na niego śmiejąc się —
— Cóż to? zapytał.
— Pan widzi, bębnię pobudkę.
— Masz, rzekł półkownik podając kiesę.
— Chodźcie tu, moi przyjaciele, rzekł Andre wprowadzając nowych przybyszów do swojéj kabzy: zobaczycie się z dawnymi swoimi kolegami; tylko nie gadajcie tam źle o mnie.