Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/91

Ta strona została przepisana.

Nazajutrz Żakomo sam udał się po proprowizją. Przywiązał sznur i kazał siebie spuszczać. Dostawszy się do gniazda, zatopił rękę, znalazł tylko dwóch młodych orłów już nieżywych, zabrał i to.
— Ten bezczelny Antonio nas zdradził, rzekł dowodzca.
Dnia tego zjedli jednego orluka.
Nazajutrz połowę drugiego.
A dnia następnego drugą połowę.
Po obiedzie Żakomo wyszedłszy nad brzeg skały zobaczył półkownika z ogromną swoją lunetą w ręku, skierowaną na wierzchołek skały. Rozmawiał z doktorem, którego tegoż samego dnia, jak tylko się dowiedział o sposobie jakiego używają zbójcy w zaopatrywaniu się żywnością, uwolnił z pod aresztu. Półkownik postrzegł go także i na znak, że chce z nim parlamentować, wywiesił na swojéj szpadzie białą chustkę. Żakomo zrozumiał ten znak, zawołał Marją, odpiął jéj fartuch,