Strona:PL Dumas - Pamiętniki D’Antony T1-2.djvu/98

Ta strona została przepisana.

poleciał razem ze zbójcą w przepaść. Straszliwy krzyk rozległ się; był to, krzyk wysilenia się całéj natury człowieka, było o ostatnie i największe pożegnanie stworzenia stworzeniu; bandyta i żołnierz już nie mieli ziemi.
— W tejże chwili krzyk inny dał się słyszeć: Żakomo posłyszawszy wystrzał karabinu biegł z daleka, widział ich walkę, lecz przybył w chwili, kiedy się walka skończyła. Wołał do nich wyciągając ramiona, jak gdyby mógł ich zatrzymać, widząc zaś że już znikli, skoczył susem tygrysa na skałę wpadającą trochę w przepaść, zapuścił ciekawe oczy w rozpadlinę: — zgruchotane ciało zbójcy woda płynącego tam strumienia już unosiła.
— Kamracie! rzekł w téj chwili głos jakiś wychodzący o kilka stóp tylko pod nim, kamracie!
Żakomo zwrócił oczy w stronę zkąd głos pochodził, i zobaczył Andre na drzewie