Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/105

Ta strona została przepisana.

— I dostać się doń — dodał Remy.
— Mniejsza o to — rzekł Bussy — mam zawsze środek, chociaż czasem mniej bezpieczny.
— Jaki?
— Moja szpada.
— To budzi we mnie nadzieję, że długo przy panu zostanę.
— Bądź o to spokojnym, mój drogi; zdaje mi się, że cię znam od łat dwudziestu i nie mógłbym obejść się bez ciebie.
Miła twarz młodego lekarza rozjaśniła się pod wpływem radości.
— A więc — rzekł — rozstajemy się: pan jedziesz na polowanie, ja idę na ulicę Beautrellis, aby stamtąd ów dom odszukać.
— Byłoby przyjemnie, żeby każdy z nas z czemś powrócił.
Bussy i Haudouin rozeszli się jak dwaj przyjaciele.
W rzeczy samej w lasku Vincennes odbywało się z okazji objęcia obowiązków wielkiego łowczego, przez pana Brian de Monsoreau. Uczestnicy nabożnej procesji towarzyszącej pokutującemu królowi, nie byli pewni, czy Henryk będzie obecny, bo w czasie takiego nabożeństwa, często król nie tylko wychodził z Luwru, ale nawet zamykał się w klasztorze.
Przecież około godziny dziewiątej rano, rozeszła się wiadomość, że król z księciem Andegaweńskim udadzą się na łowy.
Miejsce spotkania się wyznaczono myśliwym na placu Ś-go Ludwika.
Było to miejsce, gdzie rósł ów sławny dąb, pod którym król-męczennik wymierzał sprawiedliwość.
Wszyscy już byli obecni, gdy nowy oficer zupeł-