Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/117

Ta strona została przepisana.

— Tak, przyznaję. Nim się dostanę do tego domu, ktokolwiek może mię zabić.
— Wasza książęca mość wolałbyś, aby zabili którego z twoich przyjaciół.
— Bynajmniej, ale ten przyjaciel nie jest księciem i nie ma tylu nieprzyjaciół; przytem, przyzwyczajony do podobnych przygód, umie sobie w nich radzić.
— Mości książę — rzekł Bussy — na twojem miejscu, wyrzekłbym się tej kobiety.
— O!... nie,
— Dlaczego?...
— Zanadto jest piękna.
— Mówisz, żeś zaledwie ją widział.
Dosyś, aby ocenić prześliczne blond włosy.
— Aha!...
— Śliczne oczy.
— Aha!...
— Cerę, jakiej nie widziałem nigdy, i postać cudowną.
— Rozumiem.
— Takiej kobiety nie łatwo się wyrzec.
— Pojmuję Waszą książęcą mość i jego położenie mnie boli.
Książę spojrzał na Bussego z boku.
— Żartujesz.
— Nie, i na dowód tego, gotów jestem dzisiejszej nocy udać się tam.
— Więc się namyśliłeś?...
— Tylko Grzegorz XIII-ty niewzruszony jest w zdaniu; powiedz Mości książę, co mam czynić.
— Ukryć się w pewnej odległości, którą ci oznaczę, jeżeli jaki mężczyzna wejdzie, iść za nim, aby się przekonać, co on za jeden.