Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/18

Ta strona została przepisana.

— Sam?
— Bynajmniej, z Maugironem i Schombergiem. Będziemy polowali dla króla.
— Rozumiem — rzekli razem Schomberg i Maugiron.
— Król chce jeść jutro pieczeń z dzika.
— Przyprawioną po włosku — dodał Maugiron.
— A! pojmuję — mówił d’Epernon.
— O co idzie, nic nie rozumiem — rzekł d‘O.
— A zatem patrzaj w około siebie, kochanku.
Czy nie ma tu nikogo, któryby ci urągał?
— Zdaje mi się, że Bussy.
— A więc, niech ci się zdaje, że dzik, z którego pieczeń, będzie miła królowi...
— Sądzicie, że król... — mówił d‘O.
— Żąda tego — odparł Qeulus.
— A więc dobrze, polowanie! ale jak?
— Na upatrzonego.
Bussy spostrzegł naradę i nie wątpiąc, że mowa o nim, zbliżył się ze swemi przyjaciółmi.
— Patrz, Antraguet, patrzaj Ribeirac — rzekłbyś że to Euriles i Nisus, Damon i Pitias, Kastor i... ale gdzie Polux?
— Polux się żeni — odrzekł Antraguet — i otóż Kastor osierocony.
— Cóż oni tam robią? — zapytał Burasy patrząc dumnie.
— Założyłbym się — odrzekł Ribeirac — że radzą o nowym kosmetyku.
— Bynajmniej moi panowie — odezwał się z szyderczym uśmiechem Quelus — mówimy o polowaniu.
— Jak na kupidyna — rzekł Bussy — cokolwiek za zimno, może mu skóra popękać.
— Panie — odpowiedział Maugiron z tym samym wyrazem — mamy ciepłe suknie.