Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/45

Ta strona została przepisana.

pojęte. Sądziłem, że mię zapytasz o moją ranę a ty mię pytasz o męża,.
— A więc Saint-Luc ranił pana? a więc bił się z tobą!... — zawołała Joanna.
— Bynajmniej, on nie bił się z nikiem przynajmniej nie ze mną; poczciwy Saint-Luc, Bogu dzięki, że nie z jego ręki jestem raniony. Owszem, on dla mego ocalenia, co mógł, to uczynił.
Musiał ci nawet pani powiedzieć, żeśmy się zeszli jak Damon i Pitias.
— On? nie widziałem go potem.
— A więc co mówił odźwierny, to święta prawda?
— Cóż mówił?
— Że od wczoraj niema pana Saint-Luc.
— I pan nie widziałeś mego męża?
— Bynajmninej.
— Gdzie on być może?
— Ja sam chciałem o to zapytać.
— Powiedz mi pani wszystko, bo na honor, to zakrawa na śmieszność.
Biedna kobieta spojrzała na Bussego z podziwienieniem.
— Co do mnie — mówił Bussy, wiele upłynęło mi krwi i straciłem przytomność. A teraz opowiedz mi pani smutną swoją historję. Joanna opowiedziała, że z rozkazu Henryka III-go, pan Saint-Luc towarzyszył mu do Luwru i że po zamknięciu bram odprawiono służących, którzy nań czekali.
— A teraz rozumiem — rzekł Bussy.
— Jakto?... — zapytała Joanna.
— Skoro Jego królewska mość wziął z sobą pana Saint-Luc, nie chciał go wypuścić.
— A to dlaczego?
— Hm!... — rzekł Bussy — pani żądasz abym ci odkrył gabinetowe tajemnice.