Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/48

Ta strona została przepisana.

Joanna strworzyła się — Bussy po pochodniach i kuszach, poznał księcia Andegaweńskiego, którego oprócz tego, można było poznać po srokatym koniu i płaszczu białym, aksamitnym.
— A!... — rzekł Bussy zwracając się ku Joannie mój paziu, kłopotałeś się jak wejść do Luwru, bądź teraz spokojny, wejdziesz triumfalnie.
— Jaśnie oświecony książę!... — zawołał z całych piersi Bussy na księcia Andegaweńskiego.
Głos przebiegł przestrzeń i mimo tętnienia koni i gwaru łudzi, doszedł do księcia.
Książe odwrócił się.
— A! to ty Bussy — zawołał uradowany, sądziłem, żeś śmiertelnie ranny i leżysz pod „Rogiem jelenia“ przy ulicy Grenelle.
— Na honor, książę — mówił Bussy nie zważając na grzeczne powitanie, jeżeli nie zginąłem to tylko sobie zawdzięczam. Wasza książęca mość wystawiasz mię na niebezpieczne zasadzki i pozostawiasz w najprzykrzejszem położeniu. Wczoraj na balu u Saint-Luca, prawdziwy był rozbój. O mało wszystkiej krwi ze mnie nie wytoczyli.
— Na honor, Bussy, za każdą kroplę krwi twojej drogo mi zapłacą.
— Pójdź ze mną do Luwru, a zobaczysz.
— A jednak Wasza królewska mość uśmiechniesz się do pierwszego, którego spotkasz.
— Cóż zobaczę?
— Jak powiem mojemu bratu.
— Mości książę, nie chcę być obecnym naigrawaniom.
— Bądź spokojny, ja to wziąłem do serca. Przyrzekam ci, że będziesz zadowolony. No i cóż, wahasz się?
— Znam Waszą książęcą mość.