Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/52

Ta strona została przepisana.

Kapitan służbowy, otworzywszy, zawołtł zdziwiony:
— Pan de Bussy!
— Ja sam, panie de Nancey — rzekł Bussy — król chce mówić z panem de Saint-Luc.
— Dobrze — odpowiedział kapitan — trzeba o tem pana Saint-Luc uwiadomić.
Przez wpół otwarte drzwi paź mógł zapuścić wzrok do pokoju.
— Cóż robi biedny Saint-Luc? — zapytał Bussy.
— Gra z Chicotem, czekając, zanim król udzieli posłuchania księciu Andegaweńskiemu.
— Czy pan pozwolisz, aby mój paź tu zaczekał? — zapytał Bussy kapitana.
— Najchętniej.
— Wejdź, Janie — rzekł Bussy do hrabiny i ręką wskazał jej okno, przy którem miała stanąć.
Zaledwie umieściła się tam, gdy Saint-Luc wszedł.
Przez grzeczność pan Nancey oddalił się nieco.
— Czego król żąda? — zapytał Saint-Luc tonem cierpkim. A! to ty, panie de Bussy?
— Ja sam, dobry Saint-Luc, przedewszystkiem...
I zniżył głosu.
— Przedewszystkiem winienem ci podziękować za wyświadczoną mi przysługę.
— Przykroby mi było — odrzekł Saint-Luc — wiedzieć, że tak waleczny mąż poległ.
— Sądziłem, że zginąłeś.
— Omało, że nie, ale...
— Jakto?
— Tak, za niewielką ranę, odpłaciłem z procentem Schombergowi i d‘Epernonowi. Co zaś do