Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/63

Ta strona została przepisana.

— Może lepiej, abym się oddaliła — rzekła młoda kobieta, rumieniąc się.
— Jeżeli koniecznie żądasz Joanno — mówił Saint-Luc tonem smutnym, każę cię odprowadzić do pałacu Montmorency. Lecz jeżeli jesteś tak dobrą, jak się spodziewam, osłodzisz smutne chwile twemu mężowi. Jestem tak cierpiący na głowę, nerwy i wnętrzności, że król nie zechce zatrzymywać smutnego towarzysza i zaraz mię odprawi.
Joanna spuściła oczy.
— Idź — rzekła — będę cię czekała; lecz powiem jak król: nie daj długo czekać na siebie.
— Joasiu, moja droga Joasiu — mówił Saint — Luc — powrócę jak będę mógł najprędzej. Prócz tego, mam jedną myśl, której ci za powrotem udzielę.
— Masz myśl... która cię uwolni?
— Spodziewam się.
— A więc idź.
— Kasper — rzekł Saint-Luc — nie pozwalaj wchodzić nikomu. Za kwadrans zamknij drzwi na klucz i przynieś mi go do króla. Następnie, powróć do pałacu i powiedz, aby byli spokojni o panią hrabinę. Jutro możesz tu przyjść.
Kasper przyrzekł wykonać rozkazy, uśmiechając się, a młoda kobieta słuchała zarumieniona.
Saint-Luc pocałował małżonkę w rękę i pobiegł do pokoju Henryka, który już się niecierpliwił.
Joanna sama i drżąca wśliznęła się za firanki łóżka i tam rozmyślała nad sposobem wydobycia się z przykrego położenia.
Kiedy Saint-Luc wszedł do królewskiego pokoju, owiał go mocny i rozkoszny zapach. Henryk trzymał nogi na warstwie kwiatów, poobrywanych z łodyg, aby nie raziły delikatnej skóry monarszej: ja-