Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/82

Ta strona została przepisana.

— Piękny głos — przerwał Chicot podobny, jak pismo mówi, do trąby.
Potem dały się słyszeć następujące wyrazy:
„Czy jesteś? czy słyszysz, zatwardziały grzeszniku, czy chcesz trwać w twoich nieprawościach?“
— Prawda — rzecze Chicot — ten głos coś prawdę mówił.
— Potem — mówił król — tysiące zrobiono mi zarzutów, a wszystkie okropne.
— Mów, mów dalej, mój synu, niechaj wiem wszystko.
— To coś cudownego!
— Ja bynajmniej nie wątpię, tylko mi dziwno, dlaczego wcześniej nie dano ci takiej przestrogi. Od chwili potopu widać Pan Bóg bardzo cierpliwy. Ale mój synku, musiałeś się przelęknąć okropnie?
— O! tak.
— I było czego.
— Zimny pot spłynął mi po czole i szpik zamarzł w mych kościach.
— Zupełnie jak w Jeremjaszu. Na twojem miejscu ja sam nie wiem cobym uczynił. Zapewne krzyku narobiłeś?
— Nie inaczej.
— I pewno zbiegł się dwór cały?
— Natychmiast.
— I szukano głosu?
— Wszędzie, Przecież tak byłem strwożony, żem kazał spowiednika przywołać.
— I przyszedł?
— Zaraz.
— Powiedz mi szczerze, mój synu, co myślał o tem spowiednik?
— Zadrżał.
— I ja tak myślę.