— Saint-Luc, nie żartuj, bo gdyby nas pochwycono, pewno nie bylibyśmy razem.
— O! bądź spokojna Joasiu.
— Saint-Luc, ukryjmy się.
I zarumieniła się mówiąc;
— Niedługo będziemy już bezpieczni; o! gdybyś znał Meridor, wielkie dęby, które zdają się kolumnami, strumienie, płynące cicho wśród zieleni; stawy pola, łąki, kwiaty, murawy, gołębniki i ule, pełne pszczół. Wśród tego piękna, widząc królowę, wróżkę ogrodów Armidy, dobrą śliczną i nieporównaną Dianę, której serce jest diamentem, pokochałbyś ją mój drogi.
— Kocham ją, bo ona ciebie kochała.
— Jestem pewna, że mię kocha. O! Diana nie zmienia się w przyjaźni. Wyobraź sobie, jak swobodne pędziłyśmy życie w owem gniazdeczku z mchu i kwiatów, które na nowo wiosna zazieleni!... Diana zarządza domem ojca, barona de Meridor i o nic troszczyć nam się nie trzeba. Baron, jest rycerzem z czasów Franciszka I-go, już słaby dzisiaj. Dla tego zwysięzcy z pod Marignan i z pod Pawji, Diana jest jedynem szczęściem. Możemy mieszkać w Meridor, on nawet o tem wiedzieć nie będzie,.
— Jednak — rzekł Saint-Luc — przewiduję sprzeczki.
— O co; o króla Franciszka.
— Nie; na; króla, się zgadzam, niech sobie będzie najpierwszym wodzem, ale że Diana ma być najlepszą — to nigdy.
— A któż?
— Ty!
— Przecież jestem twoją żoną. Pojmujesz? — mówiła dalej Joanna. Rano idziemy do lasku, z pawilonu, w którym zamieszkałyśmy. O! dobrze pawilon ten pamiętam; dwie wieże złączone z sobą budynkiem
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/100
Ta strona została przepisana.