Lecz zacząwszy opowiadać, należało wyjaśnić nietylko to, co niebawem wszyscy mieli wiedzieć, ale i to, czego Bussy nie powierzyłby nikomu.
Wstrzymał się więc od rozmowy, któraby wiodła za sobą liczne pytania i odpowiedzi.
Prócz tego, Bussy chciał przybyć do Meridor incognito.
Pragnął mówić z panem de Meridor bez poprzedniego przygotowania, słyszeć jego zdanie o panu de Monsoreau i o księciu Andegaweńskim, a następnie przekonać się, czy opowiadanie Diany było szczere; nie mógł powątpiewać o prawdzie opowiadania; ale czy ona sama, nie myliła się w sądzie o zaszłych wypadkach?
Bussy zachował, jak widzimy, dwa różne uczucia, które go nawet wśród miłosnego szału trzymały na pośredniej drodze; miał na względzie osoby obce i wysoko cenił ukochaną kobietę.
Tak więc, pani de Saint-Luc, mimo przenikliwości kobiecej, była przekonania, że Bussy po raz pierwszy słyszy imię Diany i że to imię nie budzi w nim żadnej nadziei, jako należące do prowncjonalnej piękności, która okazać się może niezgrabną i pomieszaną przybyciem gości z wielkiego świata.
Sądziła więc, że sprawi mu przyjemną niespodziankę.
Jecłnia ją rzecz dziwiła, że chociaż zadęła w trąbkę aby uprzedzić o swoich odwiedzinach, Diana nie ukazywała się na zwodzonym moście.
Natomiast ujrzała wychodzącego z głównej bramy starca opartego na kiju.
Ubrany był w aksamitną zieloną kurtkę podbitą lisami, u pasa miał srebrną piszczałkę i pęk kluczy.
Wieczorny wietrzyk igrał z jego białemi włosami.
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/108
Ta strona została przepisana.