Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/121

Ta strona została przepisana.

— Że można było dostrzec cień mężczyzny, ustawicznie patrzącego w jednym kierunku, a stąd posądzenia, że jestem szpiegiem, kochankiem, albo obłąkanym.
— Słusznie; cóż więc uczyniłeś?
— O! panie hrabio, na wszystko są środki.
— Jakiż więc wynalazłeś?
— Zakochałem się.
— Co?...
— Zakochałem się, a do tego szalenie.
— W kimże?
— W Gertrudzie.
— W Gertrudzie, służącej pani de Monsoreau?
— Nieinaczej. Alboż to ja szlachcic, abym się w paniach kochał; jestem ubogim lekarzem, nie pacjentów i z jednego, którym mię Pan Bóg obdarzył nie myślę wielkich ciągnąć korzyści, a potrzeba robić doświadczenia „in anima vili“.
— Biedny Remy, wierz mi, umiem oceniać poświęcenie.
— Mości hrabio, mimo wszystko, niema mię co żałować. Gertruda jest smacznym kąskiem, ma jeden nieoceniony talent.
— Jaki?
— Cudownie opowiada.
— Doprawdy?
— Przez nią wiem wszystko, co się u jej pani dzieje.
— Haudouin, czy Opatrzność cię na mojej postawiła drodze. A więc dobrze jesteś z Gertrudą?
— „Puella me delligit“ — odpowiedział Haudouin.
— I bywasz w domu?
— Byłem wczoraj o samej północy; wszedłem na palcach, przez ową bramę, którą pewnie pamiętasz, hrabio.