— Jaki młody pan?...
— Ten, którego u was opatrywałem.
— To wcale nie mój pan!
— Leżał na łóżku twojej pani, sądziłem...
— Ach!... ten młody człowiek, on nie jest żadnym pani krewnym i tylko raz potem był w naszym domu.
— I nie znacie nawet jego nazwiska?
— Takiego nazwiska nie zapomina; się...
— Jak się nazywa?...
— Nie słyszałeś kiedy o panu de Bussy?
— Co u licha! — Bussy, waleczny Bussy!?
— Ten sam, pewnie ten sam.
— Zapewne twoja pani?...
— Jest zamężna...
— Zamężna i pewnie cnotliwa małżonka, jednak myśli niekiedy o owym młodzieńcu, osobliwie dlatego, że był ranny, interesujący i spoczywał na je] łóżku.
— Mówiąc szczerze, moja pani myśli o nim niekiedy.
Żywy rumieniec wystąpił na twarz Bussego.
— Mówimy o nim niekiedy — dodała Gertruda — osobliwie gdy jesteśmy same.
— Wspaniała dziewczyna! — zawołał hrabia.
— Cóż mówicie o nim? zapytałem.
— Opowiadam pani, jak jest waleczny; mówi o tem cały Paryż. Nawet nauczyłam panią piosneczki, która bardzo jest w modzie:
Kto szuka przygody?
To d‘Amboise młody.
Kto czuły i wierny?
Ach! to Bussy dzielny.
Moja pani ustawicznie ją śpiewa.