Bogu i kuchni klasztornej i obszedłszy część miasta, wstępował pod „Róg obfitości“ gdzie jałmużnę dawano mu w naturze. Tam powetował sobie skromność stołu i piwnicy klasztornej.
Do najľepszych przyjaciół zaliczał Chicota, z którym nieraz zjadł dobrą wieczerzę.
Lecz Chicot nie pędził regularnego żywota.
Zdarzało się, że mnich widywał go codzień, to znowu minął miesiąc, a nawet i sześć tygodni, a Chicota ludzkie oko nie oglądało, a to z powodu nabożeństwa z królem, postu, procesji, podróży, a często fantastycznych wycieczek trefnisia.
Gorenflot był jednym z tych zakonników, dla których dzień zaczynał się w klasztorze, kończył zaś w kuchni. Nigdy nie przypuszczał, aby mu potrzeba było pracować na chleb i szukać przygód.
Gdyby przynajmniej miał pieniądze; lecz odpowiedź przeora była prosta:
„Szukaj a znajdziesz“.
Gorenflot czuł się strudzonym jeszcze przed zaczęciem poszukiwań.
Jednakże, najważniejszą rzeczą było, uniknąć niebezpieczeństwa zupełnie mu nieznanego, ale strasznego, według słów przeora.
Nie był na tyle sprytnym, aby zmienić swą postać przebraniem się; postanowił więc puścić się przebojem; przeszedł przez bramę Bordelle, zachowując wszelkie ostrożności, aby łucznicy, albo szwajcarzy nie zwrócili na niego uwagi.
Skoro dostał się na otwarte pole, zielone pierwszą wiosenną trawką, kiedy promienne słońce wzniosło się nad nim, a cisza i spokój otoczyły go wokoło, usiadł przy drodze, podbródek oparł na tłustej dłoni, podrapał się po nosie i zaczął dumać, a dumając wzdychać.
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/139
Ta strona została przepisana.