— Wszystko pani wolno; ale ośmielam się uczynić uwagę, że możesz być dostrzeżona.
— Przynajmniej w niedzielę mszy mogę wysłuchać?...
— Lepiej, żebyś jej pani nie słuchała, jeżeli zaś chcesz koniecznie, to tylko w kościele Ś-tej Katarzyny.
— Gdzież jest ten kościół?...
— Naprzeciw pani mieszkania, z drugiej strony ulicy.
— Dziękuję.
I znowu milczenie.
— Czekam pozwolenia pani, kiedy mogę ją odwiedzić — rzekł hrabia.
— Alboż go pan potrzebujesz?
— Tak, zaiste!... dotąd jestem jeszcez obcym dla pani.
— Alboż nie masz klucza do domu?
— Tylko mąż ma prawo go mieć.
— Panie — odpowiedziałam strwożona temi słowy — możesz pan przyjść, ilekroć będziesz miał mi donieść coś ważnego.
— Będę korzystał z pozwolenia, ale go nie nadużyję i na dowód tego, żegnam panią.
To mówiąc, powstał.
— Pan mię opuszczasz?... — zapytałam zdziwiona postępowaniem, któregom się nie spodziewała.
— Pani — odrzekł hrabia — wiem, że mnie nie kochasz i nie chcę nadużywać twego położenia. Sądzę, że powoli przywykniesz do mnie i zostanie moją żoną mniej cię będzie kosztować poświęcenia.
— Panie!... — mówiłam powstając także — czuję delikatność twego postępowania i umiem je ocenić. Masz słuszność i będę też mówiła z równą szczero-
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/18
Ta strona została przepisana.