— Więc mię pani nienawidzisz?
— Ach! panie.
— Cóż mi masz do zarzucenia?...
— Och! nic; przeciwnie.
— Alboż nie byłem przyjacielem pełnym poświęcenia, nic nie wymagającym bratem?
— Dałeś pan tego dowody.
— Czyż nie mam twoich przyrzeczeń?...
— Tak.
— Czym je kiedy przypominał?...
— Nigdy.
— A przecież, gdy los stawia cię pomiędzy niesławą, a przyzwoitym bytem, wahasz się i wolisz być kochanką księcia Andegaweńskiego, niż hrabiego de Monsoreau.
— Ja tego nie mówię...
— A więc postanów.
— Postanowiłam.
— Być hrabiną de Monsoreau... raczej, niż kochanką księcia?
— Kochanką księcia!.., a to pochlebne...
Milczałam.
— Mniejsza o to — rzekł hrabia. — We środę zobaczymy.
Nazajutrz Gertruda wyszła jak zwykle, lecz nie widziała pana d’Aurilly; następnie wyszła powtórnie, lecz go nie spotkała. I za trzecim razem nie była szczęśliwszą.
Posłałam Gertrudę do pana de Monsoreau. Wyjechał, niewiadomo dokąd.
Byłyśmy same i opuszczone; pierwszy raz uznałam, że byłam niesprawiedliwą względem hrabiego.
— O!... pani — zawołał Bussy — nie powracaj do tego człowieka; w jego postępowaniu jest coś zagadkowego.
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/26
Ta strona została przepisana.