Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/27

Ta strona została przepisana.

Wieczór zapadł.
Byłam przygotowana na wszystko, byle me wpaść w ręce księcia.
Uzbroiłam się w sztylet i w razie wypadku, gotowa byłam śmierć sobie zadać.
Obwarowałyśmy się w pokoju; przez niepojęte niedbalstwo, brama od ulicy nie miała zasuwy.
Zgasiwszy światło, stanęłyśmy w oknie.
Było całkiem spokojnie, aż do jedenastej wieczorem... naraz pięciu mężczyzn wyszło z ulicy S-go Antoniego, naradzali się i potem ukryli pod pałacem Tournelles.
Zaczęłyśmy drżeć... ci ludzie czyhali na nas.
Stali nieruchomo przez jaki kwadrans.
Potem ukazało się dwóch innych z ulicy S-go Pawła.
Księżyc wychylił się z za chmur, i Gertruda w jednym z nich poznała Aurillego.
— Niestety!... panienko, to oni!... — mówiła biedna dziewczyna.
— Tak, to oni — odpowiedziałam — drżąc z przestrachu — a tamtych pięciu przyjdą im na pomoc.
— Muszą wyważać bramę — mówiła Gertruda, a wtedy sąsiedzi usłyszą i nadbiegną.
— Czy przybiegną?... Alboż wiedzą, kto tu mieszka?.... Niestety!... tylko hrabia jest naszym obrońcą.
— Dlaczego pani nie chcesz być hrabiną?...
Westchnęłam.

ROZDZIAŁ III.
ZAŚLUBINY

Tymczasem dwaj mężczyźni, którzy ukazali się z ulicy Ś-go Pawła, podeszli pod nasz dom i stanęli pod oknami.