Otworzyłyśmy okna cichutko.
— Jesteś pewny, że to tutaj?... — zapytał jeden z nich.
— Tak, mości książę, piąty dom od rogu ulicy S-go Pawła.
— A czy się klucz nada?...
Chwyciłam za rękę Gertrudę i ścisnęłam mocno.
— A gdy otworzymy?...
— To moja rzecz; służąca nas wprowadzi, wasza książęca mość masz w kieszeni klucz złoty, który wszędzie wstęp zapewnia.
— Otwieraj więc.
Usłyszałyśmy skrzyp klucza w zamku.
Lecz nagle, mężczyźni ukryci poskoczyli, wołając: śmierć! śmierć!
Nie zrozumiałam nic więcej; myślałam tylko, że jakaś niespodziewana pomoc przyszła nam z nieba.
Padłam na kolana i dziękowałam Bogu.
Lecz książę pokazał się tylko, powiedział swoje nazwisko, a wszyscy umilkli, szpady schowali w pochwy i w tył się cofnęli.
— Tak — rzekł Bussy — nie na księcia oni czatowali, lecz na mnie.
— W każdym razie napad ten zniechęcił księcia.
Widziałyśmy, jak się oddalał, pięciu zaś mężczyzn zajęło znów stanowisko przy pałacu Tournelles.
Widocznie, że przynajmniej na tę noc, niebezpieczeństwo było zażegnane...
Byłyśmy jednak bardzo niespokojne.
Stanęłyśmy przy oknie, czekając na jaki wypadek.
Niedługo czekałyśmy.
Na środku ulicy Ś-go Antoniego ukazał się mężczyzna na koniu.
Był to bezwątpienia ten, na którego zaczajeni czy-
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/28
Ta strona została przepisana.