Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T2.djvu/88

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VIII.
JAK DAWID, WYKŁADAJĄC HISTORJĘ,
WYŁOŻYŁ KURS GENEALOGJI

Chicot podniósł się, ażeby wyprostować nogi.
Ze wszystkiego wnosił, że to posiedzenie było ostatniem, że zaś druga wybiła, poczynić chciał przygotowania na resztę nocy.
Lecz kiedy w spiżowych drzwiach usłyszał dwukrotny obrót klucza, trzej Lotaryńscy książęta wyszli z zakrystji, ale tym razem w zwyczajnych sukniach.
Mały mniszek, zobaczywszy ich, parsknął tak szczerym i wesołym śmiechem, że Chicot, nie wiedząc nawet z czego, także roześmiać się musiał.
Książę de Mayenne zbliżył się do schodów.
— Nie śmiej się tak głośno, siostro — rzekł — zaledwie wyszli, mogą cię usłyszeć.
— Jego siostra!... — pomyślał Chicot, w nowe w padając zdziwienie — to ten mniszek jest kobietą?...
W rzeczy samej, mały zakonnik odsłonił kaptur i ukazał piękną subtelną główkę kobiety, jakiej nie stworzył nawet Leonardo da Vinci.
Czarne oczy, iskrzące złośliwością, czasem rozszerzając się, przybierały surowy i straszny wyraz.
Mała, rumiana twarzyczka, nosek kształtny, zaokrąglona bródka, kończąca doskonały owal twarzy, dwa czarne łuki nad oczyma, składały się na jej piękność.
Była to siostra panów de Guise, pani de Montpentsier, niebezpieczna syrena, pod suknią mnicha ukrywająca ułomność: jedną łopatkę wyższą i skrzywienie nogi prawej, na którą lekko utykała.
Może wskutek tej ułomności, dusza szatana zamieszkała w tem ciele, któremu Bóg dał twarz anioła.