Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/103

Ta strona została przepisana.

chudnę i dlaczego mi włosy siwieją. Wiem ja dobrze co to jest wyniesienie domu Lotaryńskiego obok naszego!
Niema jednego dnia, mój Franciszku, aby który z Guisów, to książę, to kardynał, to Mayenne, to wszyscy razem, rozmaitymi środkami nie rwali po kawałku mojej władzy: a biedak, słaby i niedołężny, muszę na wszystko patrzeć spokojnie. A! Franciszku, gdybyśmy byli wcześniej się porozumieli gdybym dawniej, jak teraz, mógł czytać w twojem sercu, byłbym lepiej się mógł opierać. Teraz może zapóźno...
Dlaczego?
— Bo to byłoby walką, a mnie wszelka walka utrudza, jego więc zamianuję naczelnikiem Ligi.
— Źle uczynisz, mój bracie.
— A kogóż mam zamianować? kto przyjmie godność tak niebezpieczną. Prócz tego czyż to nie było jego myślą?
— Zamianuj człowieka, który oparty na twojej potędze, nie będzie się lękał książąt Lotaryńskich.
— Mój bracie, nie znam nikogo, ktoby odpowiadał twoimi warunkom.
— Spojrzyj wkoło siebie, Najjaśniejszy pnie.
— Około siebie? oprócz ciebie i Chicota nikogo widzę.
— Ha! ha! — mówił Chicot — czy mnie nie zrobią figla?
I zamknął znowu oczy.
— I cóż, nic się nie domyślasz, mój bracie? — zapytał książę.
Henryk spojrzał a księcia Andegaweńskiego, jakby mu zasłona z oczów spadła.
— Czego mam się domyślać? — zapytał.
Franciszek kiwnął głową.