— Jak to?... — zapytał książę Guise, którego wzrok pomimowoli zajaśniał.
— Zapewne pojmujesz to książę, że wszystko zawisło od głównych przywódców, I cóżbyś na to powiedział, gdyby zamiast rozwiązania Ligi, mnie uczynił jej naczelnikiem?...
— A!... — westchnął Guiee, nie mogąc wstrzymać wykrzyku.
— Brawo!... — rzekł Chicot — dwa brytany będą się o kość gryzły...
Z wielkim podziwem Chicota i króla, Guise zmienił ton mowy, i rzekł spokojnie, a nawet wesoło.
— Jeżeliś to uczynił, Mości książę, zręcznym jesteś politykiem.
— Zapewne; lecz sprzyjały mi okoliczności i umiałem z nich korzystać; jednak mój drogi, przed krokiem stanowczym, chciałem się widzieć z tobą.
— Jakto, Mości książę?...
— Bo jeszcze nie wiem do czego nas to wszystko przywiedzie.
— Ale ja wiem — odezwał się Chicot.
— To mały spisek, nic więcej — odpowiedział Henryk z uśmiechem.
— O którym przecież pan de Morvilliers, chociaż wie wszystko, nie wspomniał nawet. Ale słuchajmy, bo to będzie bardzo interesujące.
— A więc powiem ci Mości książę — mówił Guise — nie tylko do czego nas przywiedzie, ale nawet do czego nam posłuży. Liga jest drugiem wojskiem, a że mam pierwsze, a mój brat kardynał ma władzę nad kościołem, dopóki będziemy razem, nic się nam oprzeć nie zdoła.
— Nie mówiąc już, że ja jestem domniemanym następcą tronu, — zrobił uwagę książę Andegaweński.
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/109
Ta strona została przepisana.