— To byłoby słusznem, panie. Znakomitą wyświadczyłeś mi pan przysługę, a ja nawet nie podziękowałam ci za nią. Przebacz mi i...
— Pani...
Bussy zaciął się, będąc pomieszany.
— Chciałem ci panie dowieść — mówiła Diana — że nie jestem niewdzięczną, ani nie zapominani o przysługach. Prosiłam pana Remy, abym się z tobą panie widzieć mogła i przebacz mi, jeżeli krok ten znajdujesz niestosownym.
Bussy położył rękę na sercu.
— A! pani — rzekł — jak możesz tak myśleć.
— Wiem — mówiła Diana — ile pan miałeś przykrości w wypełnieniu zleceń moich. Znam całą twoją delikatność i umiem ją cenić. Osądź pan z tego, ile musiałam wycierpieć na samo wspomnienie, że nie znasz uczuć mojego serca.
— Pani, od trzech dni chorowałem.
— Wiem o tem — odpowiedziała Diana, rumieniąc się — więcej od pana cierpiałam, bo pan Remy mówił mi, albo raczej dał do zrozumienia, że...
— Że twoje zapomnienie pani, spowodowało chorobę. O! to prawda.
— Zatem, powinnam była to uczynić — rzekła pani Monsoreau. — Widzę cię panie, dziękuję za twoje najlepsze chęci i dozgonną wdzięczność przyrzekam.
— Pani — odparł Bussy — jak kto może, tak daje oznaki przychylności; wiedziałaś, że jestem, gdy byłaś przedstawiona na dworze, widziałaś mnie, czułaś moje spojrzenia i nie dałaś mi poznać niczem, że wiesz o mnie, że mnie poznajesz, że nawet pamiętasz.
Diana tak smutnie spojrzała na Bussego, że ten uczuł się wzruszonym.
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/142
Ta strona została przepisana.