Chociaż strój mnicha nie wielki, potrzebował nań przecież sześć minut, przybywszy więc do bramy, ujrzał Chicota już w drodze.
Zakonnik podciął Panurga, a ten zachęcony podwójną porcją owsa, dobrowolnie zaczął biec galopem i tym sposobem wkrótce jechał obok gaskończyka.
Chicot siedział prosto na koniu, co chciał naśladować Gorenflot i wyciągnąwszy szyję, ujrzał trzy muły i trzech jeźdźców, zjeżdżających ze wzgórza.
Tym razem, Chicot dotrzymał słowa i śniadano w Montereau.
Dzień był bardzo podobny do poprzedzającego i prawie te same sprowadzi przygody. Krótko opowiemy jego szczegóły, tem pewniej, że Gorenflot zupełnie na los się spuścił i mało go obchodziło, gdy Chicot utracił zwyczajną sobie wesołość, czego powodem było, że stracił z oczów podróżnych, za któremi gonił, i dlatego źle wieczerzał, a nawet i spał niedobrze.
Gorenflot jadł i pił za dwóch, śpiewał, wesoło, a Chicot na wszystko był obojętnym.
Zaledwie zaświtało, powstał, poruszył twojego towarzysza i obadwaj wsiadłszy na swoje wierzchowce, puścili się kłusem, następnie zaś galopem.
Wszystko daremnie, mułów nie było widać. Około południa osioł i koń były wycieńczone; Chicot udał się przy moście Villeneuve-le Roi do wynajmującego konie.
— Czy nie widziałeś — zapytał — trzech ludzi jadących na mułach, którzy powinni byli tędy rano przejeżdżać.
— Rano? nie panie — odpowiedział wynajmujący konie — zdaje mi się, że wczoraj o siódmej wieczór.
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/17
Ta strona została przepisana.