Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/25

Ta strona została przepisana.

W rzeczy samej, ze wszystkiego wywiązał się Gorenflot.
Gdy obrał stację i noc zapadła, poszedł po Chicota.
Przebiegły mnich zrobił uwagę, że chociaż ich stancja na innem jest piętrze niż pokój Dawida, przez cienką tarcicę można dziurę przewiercić, jeżeli tego zajdzie potrzeba.
Chicot słuchał z uwagą, a patrząc na słuchacza i mówcę, rzecby można, że jeden wnika w drugiego.
Skoro mnich skończył, Chicot rzekł:
— Za to wszystko godzien jesteś nagrody i dzisiaj na wieczerzę będziesz miał wino Xeres, daję ci na to słowo honoru.
— Nie znam smaku tego wina, ale musi być wyborne — odrzekł Gorenflot.
— Co u licha!... — odrzekł Chicot zajmując mieszkanie — ja ci powiadam, że za godzinę je poznasz.
Potem przywołał gospodarza.
Przyzwany gospodarz oświadczył, że będąc zajęty dawniej przybyłym, później dopiero spełni żądania nowych gości.
Chicot odgadł, że tym gościem był adwokat.
— Co oni z sobą mówią!.. — zapytał Chicot — Gorenflota.
— Czy sądzisz, że gospodarz i gość są w zmowie?
— Nieinaczej; ta figura, którąśmy spotkali i...
— Gospodarz rozmawia z człowiekiem przebranym za lokaja.
— Zapewne; ale on zmienił odzież na czarne ubranie.
— Tem widoczniej, że gospodarz do intrygi należy.
— Czy chcesz — zapytał Gorenflot — abym wybadał jego żonę?